niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 5 "Utracone nadzieje"

Odsunął się szybko od Wery, wymamrotał krótkie „przepraszam” i wyszedł z sali. Nie za bardzo miał gdzie uciekać. Jedynym miejscem, które wydawało mu się odizolowanym i niedostępnym dla dziewczyny była męska toaleta. Zresztą i tak potrzebował zimnej wody by doprowadzić się do porządku. Stanął przed lustrem i spojrzał na swoją zmęczoną twarz. Sińce pod oczami nie były może aż tak okropne, ale dawno ich u siebie nie widział. W końcu był gwiazdą, wymuskanym chłopcem, który mógł spać po dwanaście godzin dziennie, jeżeli tylko tego zapragnął (swoja drogą było to nawet wskazane z uwagi na jego głos, który brzmiał najlepiej, gdy był wypoczęty). Odkręcił kran, nabrał trochę wody w dłonie i przemył twarz. Spojrzał w lustro raz jeszcze. Krople wiły się po jego obliczu by zakończyć swą drogę na podbródku i stamtąd ostatecznie spaść i zniknąć w odpływie umywalki. Włosy najbliżej czoła także nie uchroniły się przed zamoczeniem, i z nich spadały łezki wody.

- Dlaczego to wszystko się dzieje? Jak mogę ją oszukiwać? Dlaczego tak się nią przejmuję, przecież wcale jej nie znam! – wyrzucał sobie spoglądając we własne odbicie, tak jakby mogło to rozwiązać jego problemy. Jakby spodziewał się we własnych oczach zobaczyć odpowiedź na dręczące go ostatnimi czasy myśli. – Przecież… Przecież kocham Selenę, prawda? – zdumiał go jego pytający ton. Dlaczego w ogóle w to wątpi? Przecież są już ze sobą tyle czasu, tak wiele ich łączy… no może nie wszystko, ale potrafią się dogadać.

***

Wera została sama w szpitalnym pokoju. James wybiegł. Zostawił ją. Samą. Z milionem skrajnych myśli. Zszokowaną. Nie potrafiła wytłumaczyć sobie, co właściwie zaszło między nimi przed chwilą. Wydawało jej się, że jeszcze czuje jego ciepły oddech na swojej skórze. Co jej odbiło? Nigdy nie należała do tej bandy głupich, pustych lasek, od jakich ostatnio roiło się na każdym kroku. Szanowała siebie i swoje ciało. Całowanie się z właściwie nieznaną jej osobą nie było w jej stylu. Biła się z myślami. Po dłuższym namyśle postanowiła sprawę zignorować i nie dopuścić więcej by doszło do tak intymnych sytuacji z Jamesem – nie znała go, miał sławną kuzynkę (a więc obracał się w tym towarzystwie) i niedawno ktoś próbował go zabić (zamiast niego ranił jej ojca) – to zdecydowanie nie robiło mu dobrej reklamy i wróżyło same kłopoty.

- Nie zapominaj, kim jesteś – powiedziała do siebie stanowczo, przypominając sobie mantrę swojej matki.

Wera miała właśnie wyjść by doprowadzić się do porządku w damskiej toalecie, gdy w drzwiach zatrzymał ją dochodzący z sali dźwięk. Początkowo nie potrafiła go zidentyfikować, przestraszyła się nawet. Szybko dotarło do niej jednak, że owy odgłos dochodzi ze szpitalnego łóżka, a konkretnie z ust jej ojca.

- Tato! Obudziłeś się! Tato, tato! To ja, Wera! – dziewczyna dopadła do Ilji i zaczęła chaotycznie mówić i na przemian śmiać się.

Ilja, choć zaczął odzyskiwać przytomność, za nic w świecie nie mógł zrozumieć ani słowa z tego, co starała się mu przekazać córka. Wiedział jedno – cieszył się, że dane jest mu znowu ją oglądać. Nagle do sali wszedł lekarz z dwiema pielęgniarkami, których zwabiły popiskiwania dziewczyny.

- Spokojnie, spokojnie, panienko. Pan Pudowkin musi odpoczywać. Nie chcemy przecież, żeby znowu stracił przytomność, prawda? – przemówił do niej spokojnym, wyzutym z emocji głosem.

Wera natychmiast się opanowała. Uśmiechała się już tylko do siebie.

- Tak lepiej. A teraz proszę nam pozwolić zaprać panienki ojca na dodatkowe badania. Musimy upewnić się, że po naszej interwencji nie ma żadnych powikłań.

- Tak, tak, oczywiście. Proszę wszystko sprawdzić – dziewczyna już spokojna, poczuła się nieco zawstydzona swoim wcześniejszym wybuchem radości i oblała się rumieńcem.

Ilja uśmiechnął się do niej i puścił oczko, gdy pielęgniarki wyprowadzały jego łóżko na korytarz. Chwilę później cała czwórka zniknęła za zakrętem. Wera wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze z płuc. Wreszcie mogła odetchnąć. Tak chwila relaksu sprawiła, że zupełnie nie była przygotowana na to, co nastąpiło chwilę później. Za swoimi plecami usłyszała odgłos zbliżającej się w biegu grupy ludzi. Nim zdążyła się odwrócić otaczali ją ze wszystkich stron. Oślepiały ją flesze, ktoś podtykał jej kilka mikrofonów, wokół siebie widziała mnóstwo obiektywów – kamer i aparatów.

- Przepraszam… ja nie wiem, o co chodzi… To jakaś pomyłka – dukała zagubiona i oszołomiona.

„Jak czuje się Justin?”
„Czy młody wokalista też został ranny?”
„Skąd zna pani Biebera?”
„Gdzie możemy znaleźć Justina?”
„Czy była pani świadkiem wypadku?”
„Co panią łączy z Justinem Bieberem?”

- Ale ja nie znam Justina Biebera… - Wera miotała się oślepiona i zrozpaczona między reporterami.

***

Justin wracał do sali niepewnym krokiem. Nie miał pojęcia jak się zachować, co zrobić, jak się bronić. Liczył, że Wera zrozumie go, gdy wytłumaczy jej, kim jest naprawdę. Powie, że nie chciał być oceniany przez pryzmat swojej kariery, że chciał mieć kogoś, kto traktowałby go, chociaż troszkę normalniej. Spróbuje wyjaśnić, że to, co się między nimi stało, było dla niego… Niestety jego rozważania przerwał hałas dobiegający z korytarza, na którym znajdowała się sala Ilji Pudowkina. Przystanął i ostrożnie wychynął, by sprawdzić, co się dzieje.

- O nie… Tylko nie Wera… - wymamrotał, a krew odpłynęła mu z twarzy.

Nie miał wyboru. Wiedział, że go znienawidzi, gdy w ten sposób dowie się, że skłamał na temat swojej tożsamości, ale nie mógł zostawić jej na pastwę dziennikarzy. Z bolącym sercem ruszył w stronę zbiegowiska.

- Hej, mnie szukacie? – Justin przekrzyczał dziennikarzy i pomachał do nich z wyuczonym uśmiechem na twarzy.

Widział Werę tylko przez chwilę nim dziennikarze go oblegli. Stała w miejscu nie mogąc się ruszyć. Rozczarowanie i rozgoryczenie malowały się na jej twarzy. Coś jeszcze. Czyżby smutek? Nie, to nie to. Oczy Wery były puste, tak jakby mówiła mu: Nie chcę cię znać. Nie podchodź do mnie. Zaufałam ci. Też czułam to niewiarygodne przyciąganie między nami, komunię dusz, ale już nigdy nie dowiemy się, czy były to prawdziwe uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz