sobota, 12 maja 2012

Rozdział 3 "Wahania nastroju"

- Eee… - chłopak jąkał się chwilę, ale trudno jej było ocenić dlaczego – James. James Cyrus.

- James Cyrus? Nie znam nikogo takiego, jesteś z tych Cyrusów? – kontynuowała Wera żałując w tej chwili, że nie jest fanką kolorowych magazynów i plotkarskich portali.

- Tak, tak. Miley to moja… ee… kuzynka – chłopak kręcił się niespokojnie i rozglądał na wszystkie strony, jakby sam był zaskoczony swoim pokrewieństwem z gwiazdą Disney Channel.

Wera nie drążyła tematu – albo chłopak kręcił, albo nie lubił mówić o swojej rodzinie, jeżeli chodziło o to pierwsze i tak by się nie przyznał, jeżeli o drugie, to nie było sensu go dręczyć.

- Ja mam na imię Wera. A teraz, skoro już się sobie przedstawiliśmy, byłabym wdzięczna, gdybyś opowiedział mi, co właściwie się wydarzyło. – oczy dziewczyny, choć wciąż wilgotne wydawały się już mniej smutne, emanowała z nich stanowczość i siła.

Usiedli. Justin, który w tamtym momencie był dla niej Jamesem, zrekonstruował przebieg wydarzeń. Widziała udrękę malującą się na jego twarzy, gdy po raz kolejny stawały mu przed oczami obrazy niedawnych wydarzeń, ale musiała poznać prawdę, w końcu chodziło o jej ojca. Gdy skończył i utkwił puste spojrzenie na przeciwległej ścianie zrobiło jej się naprawdę przykro. Zrozumiała, że poznanie okoliczności, w jakich jej ojciec trafił do szpitala nie było tak niezbędne, jak jej się na początku wydawało – w końcu niczego nie zmieniało, Ilja Pudowkin cudownie nie ozdrowiał i nie wyłonił się zza rogu by jak zawsze rozczochrać jej starannie ułożone włosy.

- Dziękuję – szepnęła Wera zawstydzona i położyła swoją dłoń na dłoni chłopaka.

***

Justin wiedział, że zachował się jak ostatni palant podając Werze nieprawdziwe imię, ale w tamtej chwili chciał się poczuć choćby odrobinę bardziej podobny do zwykłego człowieka, który nie musi zmagać się z sławą i bandą szalonych fanek, nawet jeżeli miałoby trwać to zaledwie kilka minut. Pragnął tego tak bardzo… Gdy Wera położyła swoją dłoń na jego, doszedł do wniosku, że jest to pierwszy prawdziwy dotyk od bardzo dawna. Dziewczyna pocieszała cierpiącego osiemnastoletniego chłopaka poznanego na szpitalnym korytarzu, a nie Justina Biebera – idola piszczących nastolatek. Podobało mu się to i podobała mu się Wera, a gdyby nie okoliczności… „Nie, nie, nie! Mam dziewczynę, jak mogę w ogóle tak myśleć – wyrzucał sobie chłopak – to na pewno przez to, co się stało. W jakimś filmie mówili, że adrenalina prowokuje takie zachowania”. Justin bił się z myślami, ale nie cofnął ręki. Skóra Wery była bardzo miękka i delikatna, a także nieco chłodna – „To z powodu stresu” – Bieber przypomniał sobie lekcje biologii, a konkretnie tematy o układzie hormonalnym. Z tych dziwacznych przemyśleń wyrwał go dźwięk telefonu, odebrał odruchowo.

- Justin, skarbie, to ty? Dzwonił twój agent i mówił, co się stało, na pewno nic ci nie jest? Może powinni zrobić ci jakieś dodatkowe badania. – Selena paplała gorączkowo.

- Wszystko dobrze. Zostanę w mieście jakiś czas, Kenny wstrzymał moje spotkania na najbliższy tydzień. – Justin kłamał w ostatniej kwestii, nie wiedząc właściwie dlaczego – Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, zadzwonię wieczorem, ok?

Chłopak rozłączył się nie czekając na zgodę Seleny. Zadziwiał siebie coraz bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz