piątek, 11 maja 2012

Rozdział 2 "Kim jesteś?"

***

Justin przyglądał się dziewczynie w milczeniu. Pierwszy raz czuł się w taki sposób – czuł się… winny. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak ryzykują kolejni z jego ochroniarzy, czy mają domy i rodziny, za którymi tęsknią i do których pragną wrócić. I oto stała przed nim ona, walcząca z łzami szklącymi się w ciemnych oczach i przygryzająca malinowe wargi, córka jedynego ochroniarza, który musiał robić coś więcej niż odpędzać od Justina nachalne fanki i to kilka minut po rozpoczęciu swojej pracy. Chłopak bardzo chciał przerwać milczenie, pocieszyć jakoś dziewczynę. Złapał się nawet na myśli, że może gdyby ja przytulił, poczułaby się lepiej.

- Tak mi przykro, że… - zaczął, ale gdy spojrzała mu w oczy zabrakło mu słów.

Troska, smutek, rozpacz, ból i samotność, to wszystko było w jej niesamowitym, orzechowym spojrzeniu. Piękne miała te oczy – duże, lekko skośne z długimi, gęstymi rzęsami. To spostrzeżenie zachęciło go do poczynienia dalszych obserwacji. Dziewczyna była zgrabna, smukła, wręcz filigranowa. Jej alabastrowa cera, teraz zapewne bledsza niż zwykle, kontrastowała z gęstymi i długimi, ciemnymi włosami w kolorze ciepłego kasztanu. Była nieco niższa od niego, co sprawiało, że wydawała się jeszcze bardziej krucha i bezbronna. – Jestem idiotą… - pomyślał uświadamiając sobie, z jaką przyjemnością przygląda się dziewczynie, po czym zmusił swoje myśli do zmiany toru. Zamierzał właśnie dokończyć wcześniej rozpoczęte zdanie, gdy drzwi od sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł z nich jeden z lekarzy.

- Państwo chcieliby pewnie wiedzieć, w jakim stanie znajduje się pacjent. Niestety nie mam żadnych pewnych informacji, w tej chwili wszystko jest możliwe, kluczowe będą następne 72 godziny. – powiedział spokojnie, bez cienia zdenerwowania, jakby mówił o suchym chlebie a nie o, być może, umierającym człowieku.

Tak nagle jak się pojawił, doktor zniknął i zostawił nastolatków skonsternowanych i zagubionych. Justin wstał. Musiał zrobić coś ze swoim poczuciem winy, postanowił więc pójść z dziewczyną do sali, gdzie leżał Pudowkin i dotrzymywać jej towarzystwa przynajmniej przez najbliższe 72 godziny. O spotkaniu z Blake Lively już dawno zapomniał, miał tylko nadzieję, że jego agent zdążył je odwołać – gwiazdy potrafią być bardzo złośliwe, gdy wystawi się je do wiatru. Bieber wstał akurat wtedy, gdy przenoszono Pudowkina do innej sali. Dotknął ramienia dziewczyny, skinął lekko głową w kierunku, gdzie właśnie zniknął jej ojciec, po czym powiedział:

- Bardzo mi przykro. Gdyby to ode mnie zależało, taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. Musisz wiedzieć, że…

***

Wera nie chciała słuchać przeprosin chłopaka, więc ucięła jego wywód szybko zmieniając temat.

- Kim właściwie jesteś i jak się nazywasz? – zapytała rozglądając się niespokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz